środa, 5 września 2012

Moje CSI: Śmierć w zaułku cz. 7

Dźwięk telefonu wyrwał Meg Wilson ze snu. Spojrzała na zegarek na nocnym stoliku i cicho zaklęła.

Była 3:30. Przetarła oczy i podniosła się z łóżka. Telefony o tej porze nie były u niej częste. Praktycznie po omacku dotarła do aparatu i podniosła słuchawkę.
- Słucham. – Rzuciła.
Cisza. To było dla niej jak kubeł zimnej wody. Obudziła się zupełnie i spojrzała na słuchawkę.
- Halo.
- Ciekawość boli.
Połączenie zostało przerwane.
Meg odłożyła telefon i skierowała się do kuchni. Otworzyła lodówkę i wyjęła z niej butelkę wody. Pociągnęła długi łyk i w tym momencie zobaczyła, że drżą jej dłonie. Niewiele brakowało, żeby butelka wylądowała na podłodze.
- Uspokój się. – Powiedziała do siebie.
Nie mogła wpaść w panikę. Przecież zdawała sobie sprawę czym mogła grozić jej wiedza. Najprawdopodobniej morderca Zacermana postanowił pobawić się trochę jej kosztem zanim ją dopadnie. Mogła pójść na policję.
Z szuflady wyciągnęła wizytówkę, którą dostała od Mark’a Wood’a. 
Detektywi, którzy ją odwiedzili na pewno byli godni zaufania.  Nie wiedziała jednak, czy jeśli powie im co tak naprawdę wie o działalności James’a Corby’ego nie odsuną jej od sprawy.
Marzenia ściętej głowy – pomyślała. Na pewno by ją odsunęli w końcu mogła być ich decydującym świadkiem. Zamknęli by ją na jakimś odludziu i stali przy niej w dzień i w noc aż do procesu a może i dłużej.
O nie. Nie mogła tak łatwo się poddać. Schowała wodę do lodówki. I skierowała się do biurka. Otworzyła szafkę i wyjęła z niej laptopa. Najwyższy czas było już skontaktować się z informatorem. Richard Zacerman przecież był tylko jednym z wielu jej łączników z Corby’m.
Danny Cole przekręcił się w łóżku na drugi bok. Śniło mu się laboratorium. Miał  przed sobą stos breji śnieżnej z, której miał wyciągnąć materiał dowodowy. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że śniegu ciągle przybywało. Miał wrażenie, że zaraz zacznie się dusić. W pewnej chwili nie mógł już się ruszyć. Próbował wołać o pomoc, ale nie był w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Kiedy chmura śniegu runęła na niego obudził się zlany potem.
Za oknem ciągle prószył śnieg a na zegarze była 3:30.
         James Corby nie mógł zasnąć tej nocy. Siedział w klubie patrząc jak tłum szaleje na parkiecie. Odkąd musiał pozbyć się tej barmanki zaczęły się jego kłopoty. Potem Richard zaczął się burzyć w nieodpowiednim momencie. Wynajęcie „Kruka” było kolejnym jego błędem. Ten człowiek może i był doskonałym zabójcą, ale jego fanatyzm go przerażał. Zabijał ludzi, których mu zlecił, ale robił to po swojemu nie patrząc na zleceniodawcę. Przez to policja zaczęła mu deptać po piętach. No i ta cholerna dziennikarka. Miał nadzieję, że nie będzie musiał w końcu sam jej sprzątnąć.
         Nicky Olay rozpoczęła kolejną zmianę w STK od kubka gorącej czarnej kawy. Danny wczoraj rozpoczął analizę materiałów znalezionych w zaułku. Niedopałki papierosów, fragmenty papierów, ubranie denata.
Założyła kitel laboratoryjny i podeszła do stołu. Rozłożyła marynarkę, obok koszule Richarda Zacerman’a. Na obu rzeczach krew była  tylko w miejscu, gdzie znajdował się ślad po wlocie pocisku. Zabójca doskonale znał swój fach. Broń przystawił tak blisko, że rozbryzg był niewielki.
Olay uniosła rękę do góry kierując światło lampy na fragment koszuli, który ją wyraźnie zainteresował. W koszuli wypalona była dziura, najprawdopodobniej po papierosie. Jeśli dziura powstała w chwili morderstwa na ciele Zacermana, również powinien pozostać ślad. I jeśli wśród niedopałków znajdą właściwy papieros mogą mieć DNA.
Chwyciła telefon i wykręciła numer Chris’a Mac’line’a.
- Mógłbyś dla mnie coś sprawdzić? – Spytała.
         Mark Wood znalazł na swoim biurku raport dotyczący zdjęć znalezionych przez jego zespół. Jeden z mężczyzn biorących udział w transakcji był niejaki Luis Haller. Międzynarodowy przemytnik broni, którego FBI próbowało namierzyć już od ponad roku. Miał na koncie wiele brudnych transakcji. Wszystkie na terenie stanu Nowy Jork.
Następny był drobnym złodziejaszkiem najczęściej wynajmowanym do drobnych robót. Peter Grasson. Kilka razy aresztowany przez policję za kradzieże, rozboje i wymuszenia. Zwyczajna płotka, która jednak miała znaczące informacje.
Złapanie Grasson’a przekaże Malone. Żeby złapać grubą rybę musieli zacząć od tych najchudszych. Czyli po nitce do kłębka.
Pozostawała jeszcze sprawa kobiecego DNA znalezionego na miejscu. Intuicja i wieloletnie doświadczeniu mówiło mu, że należało ono do Meg Wilson. Żeby to jednak udowodnić musiał a właściwie musieli zdobyć materiał porównawczy. Jeśli tak rzeczywiście było oznaczało to, że kobieta zataiła przed nimi bardzo istotną informację. Najprawdopodobniej była świadtkiem całego zdarzenia. 
Czemu więc milczała? Prędzej czy później dowie się tego. Dziennikarka powinna dzisiaj pojawić się w siedzibie STK z materiałami a wtedy zrobi wszystko, żeby móc potwierdzić swoje założenia.
         W tym samym momencie Wilson weszła do siedziby STK. Tej nocy już nie spała. Tajemniczy telefon rozbudził ją na tyle, że nie była w stanie już usnąć. Oczywiście teraz czuła tego skutki. Oczy jej się same zamykały a ból ramienia podwoił się. Środki przeciwbólowe nie działały.
Rozmowę z policjantami chciała mieć jak najszybciej za sobą. Gdy tylko wybiła 8:00 wydrukowała materiały i wsiadła do samochodu. Przez cały czas nie opuszczał ją lęk. Miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje i śledzi każdy krok.
Kobieta zatrzymała się przy recepcji, gdzie jedna z funkcjonariuszek rozmawiała z recepcjonistką.
- Przepraszam. Szukam detektywa Wood’a. Byłam z nim umówiona.
Emily Whats spojrzała na dziennikarkę. Słyszała o niej od Danny’eg Cole’a z którym minęła się w laboratorium. Miała przekazać im materiały ze swojego wewnętrznego dochodzenia. Policjantka wyciągnęła dłoń.
- Emily Whats Sekcja Techniki Kryminalistycznej. Proszę za mną.
Meg spokojnie szła za Whats rozglądając się na boki. Laboratorium było okazałe, ale nasilające się przeziębienie i ból nie pozwalały jej na konkretne rozpoznanie.
Usiadła w pokoju przesłuchań i wyciągnęła paczkę chusteczek.
-          Dziękujemy, że przyszła pani tak wcześnie.
Do pomieszczenia wszedł Danny Cole. W przeciwieństwie do niej wyglądał na wyspanego. I na pewno nie męczył go ból głowy i ramienia.
- Po prostu wiedziałam, że to jest dla państwa ważne. – Odpowiedziała.
Detektyw spojrzał na paczkę chusteczek, którą wyciągnęła dziennikarka. Gdyby tak kobieta skorzystała z niej i zostawiłaby ją tutaj mogliby oddać do analizy jej DNA. Chwilę jednak po tym spojrzał na nią. Wyglądała jakby nie spała całą noc.
- Dobrze się pani czuje? – Spytał.
- Tak. Dziękuję. Chciałabym jednak jak najszybciej to zostawić i wrócić do domu. Przeziębienie nie daje mi spokoju.
Danny spojrzał na ramię, którego co chwila dotyka. Zastanawiał się jak głębokie mogło być rozcięcie. Kontener miał ostre krawędzie, więc zderzenie z nim niewątpliwie musiało być bardzo bolesne.  Korciło go żeby zapytać o to, co podejrzewali, ale zamiast tego usiadł przy stole i rozłożył dokumenty, które przyniosła.
- Oczywiście. Obiecuję, że nie będzie to długo trwało.
Do pokoju wszedł Mark Wood. Usiadł obok kolegi i nie mówiąc nic zaczął przeglądać papiery. Nie mogli jej tutaj trzymać. Chcieli jednak, żeby zaczęła z nimi współpracować. Meg Wilson mogła być w dużych tarapatach na własne życzenie.
- Materiały, rzeczywiście są okazałe. Proszę mi powiedzieć czy wie pani coś o powiązaniach Coeby’ego z Luis’em Haller’em?
Dziennikarka uniosła brwi. Słyszała to nazwisko nie raz.
- Tak. Haller jest jednym z głównych kontrahentów James’a. Z tego co udało mi się dowiedzieć od informatora mają już za sobą wiele transakcji. Corby poznał go 3 lata temu podczas pobytu w Miami. Zresztą wszystko jest w papierach.
Danny Cole zatrzymał wzrok na wysokości oczu kobiety. Nie potrafił jej rozszyfrować. Z jednej strony przekazywała im dokumenty nad którymi pracował od kilku miesięcy a z drugiej... Musiała wiedzieć naprawdę dużo skoro tak zgrabnie potrafiła ominąć istotne dla nich fakty.
- Jeszcze raz dziękujemy za pomoc.
Mark wstał zbierając kartki.
- Czy to wszystko?
- Tak. Myślę, że na razie będzie mogła pani zająć się swoim zdrowiem. Mam tylko prośbę proszę nie kontaktować się z żadnym ze swoich informatorów. Teraz może to być zbyt niebezpieczne.
Skinęła głową. To mogła obiecać. Dzisiaj po raz ostatni miała spotkać się ze swoim informatorem. Wokół całej sprawy robiło się coraz bardziej gorąco. Nie mogła ryzykować. Wytarła nos chusteczką jednorazową i wyrzuciła ją do kosza. Od uzyskania najważniejszych dowodów już niewiele ją dzieliło.

wtorek, 14 sierpnia 2012

Moje CSI: Śmierć w zaułku cz. 6

Nicky Olay w laboratorium siedziała już od dobrej godziny. Badała zdjęcia, które znaleźli w dokumentach Zacerman’a. Część z nich oddała ekspertom do zbadania ich pod kątem autentyczności. Manipulacja przy nich też była możliwa.
Kobieta chwyciła jedną z fotografii i uniosła do góry. W świetle laboratoryjnych lamp na zdjęciu wyraźnie było widać Corby’ego z nie znanym jej mężczyzną. Znaczący uścisk dłoni. Uśmiechnięci bohaterowie i walizka pieniędzy.
Jakie to było banalne. Kolejne fotografie nie różniły się bardzo od pierwszej z jednym wyjątkiem, gdzie Corby trzyma w ręku karabin maszynowy.
Pamiętała taką broń z ze sprawy, która dotyczyła walki gangów. Od tego gówna zginęło wtedy sześcioro nastolatków, którzy myśleli, że zmieniają świat. Pierwszy raz widziała coś takiego. Zrozpaczeni rodzice dzieciaków, przerażeni mieszkańcy dzielnicy, po prostu inny świat.
James Corby nie powinien w ogóle brać się za to świństwo.
Według niej fotografie nie miały znamion fałszerstwa. Wykonała tylko powiększenia potrzebnych fragmentów zdjęć i musiała odnaleźć pozostałych bohaterów znajdujących się na fotografiach.
Olay zeskanowała wybrane fragmenty i przerzuciła je do programu, który na podstawie parametrów twarzy podejrzanego był w stanie odszukać go w bazie przestępców.
Na ekranie pojawiła się twarz, którą jeszcze przed chwilą analizowała przy stole. Myszą zaznaczała wszystkie punkty potrzebne do badania porównawczego. Zanim włączyła wyszukanie jeszcze raz przyjrzała się podejrzanemu.
- Zobaczymy kim jesteś kotku. – Rzuciła pod nosem wciskając „wyszukaj”.
         Mark Wood usiadł przy biurku w swoim gabinecie. Uruchomił komputer i sięgnął po kawę, którą zrobił zanim wyjechał na miasto. Była oczywiście zimna, ale jakoś udało mu się ją przełknąć. Wszyscy byli przemęczeni.
Niektórzy nie spali od 15, 16 godzin. Tak jak Danny. Wczoraj nocka, dzisiaj z samego rana wezwanie. Nie mieli wyjścia. Nicky pracowała od 12 godzin. Niedługo cały zespól będzie mu się słaniał na nogach.
Do biura weszła Emily Whats z Jack’em Malone’m.
- Mam nadzieje, że udało wam się czegoś dowiedzieć.
Whats położyła kopię zdjęć, które z Nicky znalazły w dokumentach denata.
- Jak widać James Corby ma bardzo ciekawe hobby. – Rzuciła.
- Przemytnik. To by się zgadzało.
Przypuszczenia Meg Wilson okazały się trafne. Ciekawe tylko czy dla dziennikarki były to tylko przypuszczenia, czy tylko wymijająca odpowiedź na zadane przez nich pytania.
- Możliwe, że Zacerman dowiedział się o przekrętach wspólnika. Zdobył na niego haka i postanowił go szantażować. – Ciągnęła Whats.
- Tylko, że to chyba mu nie wyszło.
Mark rozłożył zdjęcia na blacie biurka i spojrzał na Jack’a, który z zaciekawieniem zaglądał przez ramię koleżanki.
- A jak tam rozmowa z Corby’m?- Spytał nie odrywając wzroku od materiałów.
- A jak mogła być. Nic się nie dowiedziałem. Klub oczywiście nie ma żadnych kłopotów a to, co przytrafiło się jego wspólnikowi jest wstrząsające. Po za tym twierdzi, że cały wieczór spędził w klubie. Sam wiesz, że póki nie przedstawimy mu jakiś zarzutów będzie milczał jak grób. A jeśli o coś go oskarżymy bez niepodważalnych dowodów jego papuga zaraz wszystko przekręci.
- No tak. Czego mogliśmy się spodziewać. Myślę jednak, że będziemy musieli zaprosić do nas Pana James’a Corby’ego.
Emily oparła się o blat biurka i spojrzała na Wood’a.
- Teraz? – Spytała.
Mark pokręcił głową.
- Nie, jeszcze nie teraz. Jeśli pokażemy mu te zdjęcia. Możemy mu zarzucić tylko to co jest na fotografiach, a nas przede wszystkim interesuje zabójstwo Zacermana. Spłoszymy, go tylko.
Dziś już nic nie zrobimy. Jedźcie do domów. – Powiedział.
Emily odwróciła się do Jack’a i wzruszyła ramionami. Wiedziała, że potrzebny był jej odpoczynek, ale gdy chodziło o prawdę nie potrafiła przestać jej szukać. Mark jednak podjął już decyzję.
To on dowodził zespołem i wydawał rozkazy. Dowody będą musiały poczekać do jutra.
- Dobrze skoro tak uważasz.
- Tak. Tak uważam. W sprawie Corby’ego teraz nic nie zrobimy. Na wyniki badań materiałów znalezionych na miejscu zdarzenia trzeba jeszcze poczekać.
Emily uśmiechnęła się pod nosem i opuściła biuro za Malone.
Mark wyszedł tuż za nimi. Musiał wysłać do domu jeszcze Nicky i Danny’ego.
Mężczyźni spotkali się w połowie drogi. 
- Właśnie szedłem do Ciebie. – Rzucił Danny wymachując teczką.
- A ja do Ciebie. Zbieraj się do domu.
- Z wielka chęcią, ale za chwilę. Mam wyniki badań krwi z kontenera.
Wood spojrzał uważnie na Cole’a. Na jego twarzy było widać zmęczenie, ale i dziwne zadowolenie.
- I co?
- DNA nie wskazuje, konkretnej osoby. – Powiedział nadal uśmiechając się szeroko.
- Czyli dalej stoimy w miejscu. Jeśli w naszej bazie nie ma naszego poszukiwanego, nic to nie wniesie do dochodzenia. Przynajmniej na razie.
Mark położył dłoń na ramieniu Danny’ego.
- Do domu i to już.
Danny Cole głośno westchnął.
- Ale to nie wszystko. Po pierwsze to nic nowego, że kogoś może nie być w bazie. W końcu nie wszyscy w tym mieście są przestępcami. A po drugie nasz poszukiwany to raczej poszukiwana. Krew z kontenera należy do kobiety.
Na twarzach obu pojawił się uśmiech.
- Czy myślisz o tym co ja? – Spytał Cole
- Meg Wilson.

piątek, 10 sierpnia 2012

Po prostu jestem

Każdy dzień jest dla mnie wyzwaniem, każdy dzień - szansą.
- Obudź się i uśmiechnij; życie jest w Twoich rękach. Nikt za Ciebie nie przeżyje życia, więc nie bój się brać z niego pełnymi garściami. 
Nie da się iść przez życie chowając przed światem swoją twarz. Prędzej czy później otoczenie zweryfikuje rzeczywistość i nakaże Ci właściwą drogę. Zrozumiesz co daje Ci siłę i nadaje bytowi pęd.  
Tak się mówi i tak podobno jest.
Słowa te powtarzam jak mantrę, ale i jak mogę nie stosuje się do tego. Słowa zbyt idealne, żeby mogły być prawdziwe nie przemawiają do mnie.
- Tak doceniam to co mam, ale szukam czegoś więcej. Chce doświadczyć spokoju.
W głowie mam moc pomysłów i wizji. Dostrzegam, że:
Wiara to źródło życia - Twój drogowskaz. Przyjaciele - powietrze pozwalające złapać oddech, Ukochany - to serce i zwierciadło Twojej duszy. My sami - kowale własnego losu.
Nie od dziś wiadomo, ze oczy mówią więcej niż słowa. To w nich ukryte są nasze pragnienia, radości i ból.
Stań przed lustrem wyciągnij do siebie rękę i odpowiedz sobie na pytanie "Kim jestem?"
Nie słuchaj podszeptów - odpowiadaj szczerze.
- Jestem córką podobną do matki, jestem córką z charakterkiem taty, głową pełną marzeń i ramieniem spragnionym miłości. Jestem poszukiwaczką szczęścia i człowiekiem z sercem na dłoni. Jestem wiatrem i słońcem - jestem sobą.

Moje CSI: Śmierć w zaułku cz. 5

Danny Cole wysiadł ze służbowego samochodu i postawił kołnierz od płaszcza próbując osłonić się przed chłodem. Miał już dość tej zimy. Za każdym razem, gdy budził się rano i patrzył w okno chciał przestawić budzik, nakryć się kołdrą i iść spać dalej. 
Niestety rzeczywistość była zupełnie inna. Spojrzał na budynek, w którym powinna mieszkać szukana przez nich dziennikarka.
- Zobaczmy co nam powie Meg Wilson. – Rzucił.
Mark Wood podszedł do drzwi wejściowych do kamienicy i wszedł do środka. Kobieta mieszkała na czwartym piętrze pod numerem 8...
Meg Wilson skończyła właśnie prace, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Spojrzała na wejście i zamarła.
Ostrożnie podeszła do drzwi, spojrzała w wizjer.
Pukanie się powtórzyło.
Przed drzwiami stało dwóch mężczyzn. Obaj na pewno przystojni, nie wyglądali jednak na zbirów, którzy mogliby zrobić jej krzywdę.
- Tak słucham?
- Mark Wood i Daniel Cole. Sekcja Techniki Kryminalistycznej chcielibyśmy z panią porozmawiać.
Policja? Co mogła by chcieć od niej policja. Ostrożnie otworzyła drzwi i wyjrzała na zewnątrz.
Danny dokładnie przyjrzał się dziennikarce, wyglądała jakby zobaczyła ducha. Już wiedział, że miała niewątpliwie wiele do powiedzenia. Kobieta czegoś się bała.
- Dzień dobry. Możemy wejść? – Spytał.
Meg Wilson kiwnęła głową i otworzyła szerzej drzwi. Detektywi weszli do środka lustrując wnętrze mieszkania.
Było typowe. Dziennikarka mieszkała sama, co sprawiało, że z chęcią oddawała się pracy w zaciszu własnych czterech kątów.
- Proszę. W czym mogę pomóc?
Wzrok Danny’ego padł na właścicielkę mieszkania. Ubrana była w luźne sportowe spodnie i za dużą o dwa rozmiary bluzę z kapturem. Na pewno nie zamierzała nigdzie w dniu dzisiejszym wychodzić. Odwiedziny w redakcji, więc odpadały.
Coś mu nie pasowało. Ruch wyraźnie sprawiał jej trudności.
- Prowadzimy sprawę dotyczącą morderstwa Richarda Zacermana. Wiemy, że ma Pani sporo informacji na temat jego działalności i działalności jego klubu.
Meg Wilson wzdrygnęła się na myśl o zamordowanym. Poczuła jak zalewa ją zimny pot. Mogła przypuszczać, że prędzej czy później ktoś zainteresuje się jej artykułami.
- Cały czas nie chce mi się wierzyć, że Zacerman nie żyje. Gdy usłyszałam o tym w radiu byłam wstrząśnięta. – powiedziała naciągając prawdę.
- Może nam Pani udzielić informacji na temat zamordowanego? – Spytał Danny.
Zapewne policjanci z STK odwiedzili już jej cudownego naczelnego. Cholernego snoba, który myślał tylko i wyłącznie o sobie. Ciekawe co im powiedział; jej szef nic nie wiedział o jej pracy. Drukował to co pisała nawet nie czytając tego. Mogła napisać totalne bzdury a on i tak to by wydrukował.
Dlatego też nie miała wyrzutów sumienia zostawiając tę pracę. Tę sprawę musiała doprowadzić do końca. I nawet policja nie mogła jej w tym przeszkodzić. Miała zamiar dać im te informacje, które mogła im przekazać a resztę oczywiście zostawi dla siebie.
Dziennikarka odwróciła się do detektywów tyłem zapraszając ich do środka.
- Myślę, że lepiej będzie jeśli Panowie zdejmiecie płaszcze, ta rozmowa może trochę potrwać
         Jack Malone zajechał pod „East World”. W świetle dnia dziennego miejsce wyglądało niepozornie. Nie stwarzało wrażenia osady, która wraz z zachodem słońca zamieniała się w tętniącą życiem sawannę. 
No tak - pomyślał. Zima robiła swoje. Wszystkie jego myśli prowadziły do ciepłych i słonecznych regionów świata, które w tym momencie nie miały nic wspólnego z Nowym Jorkiem.
Czas było jednak wrócić do pracy. Na niego spadło przesłuchanie wspólnika zamordowanego Richard’a Zacerman’a.
W tych godzinach klub oczywiście był zamknięty, ale liczył, że trafi tu na kogoś, kto będzie w stanie mu pomóc w sprawie.
Zdecydowanym ruchem zapukał do drzwi.
Cisza. Detektyw ponowił próbę. Tym razem usłyszał już niewyraźne dźwięki dochodzące z wnętrza budynku. Chwilę po tym w wejściu pojawił się wielki ochroniarz.
- Czego?! – Spytał niemal uprzejmie.
- Detektyw Jack Malone. Policja. Chciałbym porozmawiać z James’em Corby’m.
Mężczyzna mruknął coś pod nosem na temat nieproszonych gości i otworzył szerzej drzwi wejściowe. Z tego urokliwego zaproszenia mógł wywnioskować, że Corby był w lokalu i właściwie oczekiwał na wizytę policji.
Wewnątrz panował pół mrok. Takie miejsce strasznie dziwnie wyglądało, gdy panowała w nim cisza. Za barem kręcił się tylko jeden barman przecierający szklanki. Oczami wyobraźni zobaczył parkiet pełen klientów, a następnie ciało martwej barmanki leżącej w tym samym miejscu, gdzie przed chwilą jeszcze bawili się ludzie.
Przed Jack’em pojawił się James Corby. Postawny mężczyzna pewnym krokiem zmierzał w jego stronę a, gdy zatrzymał się wyciągnął do niego rękę.
- James Corby. W czym mogę pomóc przedstawicielowi prawa? – Spytał.
- Najprawdopodobniej słyszał już Pan co się stało pana wspólnikowi.
Właściciel uścisnął dłoń policjanta i pokręcił głową z zawiedzioną miną. Jack Malone wiele razy widział już taki wyraz twarzy. Śmierć biznesowego partnera w ogóle nie miała dla niego znaczenia.
- To naprawdę straszne co stało się Richard’owi. Nadal nie mogę w to uwierzyć. Jaki los potrafi być okrutny.
- Pan Zacerman był współwłaścicielem tego klubu. Czy mieli panowie ostatnio jakieś kłopoty?
Corby pstryknął palcami na barmana, który widząc to zdjął z półki butelkę whisky.
- Napije się pan czegoś? – Spytał.
- Nie dziękuję. Proszę odpowiedzieć na pytanie.
- Nie, Nie mieliśmy żadnych kłopotów. Oczywiście oprócz tego nieszczęśliwego wypadku,
w którym zginęła nasza barmanka.
Malone jak zwykle kiwał głową i notował wszystko w swoim notesie.
Barman przyniósł drinka i podał go szefowi. James Corby podniósł szklankę do góry i przez chwilę wpatrywał się w bursztynowy płyn, w którym pływały dwie kostki lodu. Zaraz po tym przechylił kieliszek i wypił wszystko do dna razem z lodem.
- Nie ma jak porządny napój na dobry początek dnia. Czy mogę jeszcze w czymś panu pomóc?
- Gdzie pan był wczoraj wieczorem?
- Czy jestem o coś podejrzany? – Spytał wpatrując się w Malone.
- Nie. To są standardowe pytania.
- Cały wieczór spędziłem tutaj. Moi pracownicy mogą to potwierdzić.
Detektyw wiedział, że na tym rozmowa się skończyła. Co innego przecież mogli mu powiedzieć jego pracownicy. Mógł zadać jeszcze wiele pytań a i tak nie uzyskałby na nie odpowiedzi. Był na „terytorium wroga” a to równało się z tym, że musiał grać pod jego dyktando. Corby powinien mieć się jednak na baczności. Nie wiedział bowiem kogo miał za przeciwnika.
- Nie, na razie to wszystko. Myślę, że więcej pytań pojawi się później. Proszę czekać na telefon z naszej strony.
- Będę czekał z niecierpliwością.
         Chwilę po tym jak zamknęły się drzwi za policjantem, James Corby chwycił za telefon. Wiedział, że prędzej, czy później policja trafi do niego. Nie mógł czekać ani chwili dłużej.
Na połączenie czekał kilka sekund.
- Meg Wilson ma zniknąć jak najprędzej.
Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. Morderca czekał - Już tyle razy upominał, że jego nie należy poganiać. Tylko on mógł wiedzieć kiedy był odpowiedni moment.
- Wszystko w swoim czasie. – Szepnął.
Właściciel „East World” zacisnął mocniej dłoń wokół szklanki, w której świeciła pustka.
- Nie mamy czasu. Ty nie masz czasu. Ta cholerna dziennikarka musi zginąć jak najszybciej!
- James po co te nerwy? Naprawdę uzbrój się w cierpliwość.
Połączenie zostało przerwane, a w klubie rozległ się huk roztrzaskującej się o podłogę szklanki.
         - Już od samego założenia klubu było coś nie tak. Morderstwo, awantury, teraz ten wypadek. Sama nie wiem, kiedy tak naprawdę zaczęłam bardziej w to się wgłębiać. 
Meg Wilson siedziała na fotelu w salonie swojego mieszkania. Rozmowę z detektywami z STK traktowała jak konieczność. Nie mogła ich okłamać, ale mogła spokojnie ominąć informacje dla niej istotne. Podejrzewała dlaczego zginęła barmanka jak i wiedziała dlaczego Zacerman pożegnał się z tym światem. Na dysku swojego komputera miała zdjęcia z ostatniego przekrętu Corby’ego. Nie mogła jednak o nich wspomnieć jak i nie mogła wspomnieć, że jej informatorem był sam Richard Zacerman. Zacerman, który postanowił zakończyć swoją działalność w świecie bezprawia.
- Co ma pani na myśli? Rozumiem, że doszła pani do jakichś ciekawych informacji skoro ciągnęła dalej tę sprawę.
Od początku wiedziała, że trafiła na trudny przypadek policjantów. Mark Wood nie był łatwym rozmówcom. Miała wrażenie,że czytał w jej myślach. Jego wzrok przebijał ją na wskroś. Nie potrafiła spojrzeć mu prosto w twarz.  Danny Cole, również bacznie jej się przyglądał, ale sprawiał wrażenie bardziej przystępnego, jeśli można by było użyć takiego stwierdzenia. Dzięki temu, wzrok mogła w trakcie rozmowy z Wood’em kierować właśnie na niego. Mogła z pewnością stwierdzić, że STK trafił się przystojny funkcjonariusz.
- No cóż. Nigdy nie przepadałam za tego rodzaju dziennikarstwem, ale stało się. W ciągu tych kilku miesięcy udało mi się dowiedzieć trochę o samej działalności Richard’a Zacerman’a. Klub „East World” jest najprawdopodobniej przykrywką dla czegoś większego.
-  To znaczy?
Meg Wilson tym razem spojrzała na Mark’a Wood’a. To, że chciała doprowadzić sprawę sama do końca nie oznaczało, że nie chciała w tym wszystkim działania policji.
- Przemytu broni. Oczywiście nie jestem w stanie przedstawić wam dowodów, ale mogę wam dać kopie materiałów, które zebrałam w ciągu badania całej sprawy.
Detektyw skinął głową.
- Mamy jeszcze jedną sprawę. W pani redakcyjnym biurku znaleźliśmy notes. Brakuje w nim sporej ilości kartek.
Danny Cole wyciągnął z kieszeni marynarki jej notatnik. Notatnik, o którym zupełnie zapomniała. Zostawiła go w biurku po tym jak Zacerman poinformował ją o wieczornym spotkaniu z pośrednikiem Corby’ego. Z tym, że wtedy nie brakowało w nim stron.
- Domyślam się, że naczelny wyraził zgodę na przeszukanie mojego miejsca pracy w momencie, kiedy uznał mnie za byłą już pracownicę. Co mogę powiedzieć. Sprawa była i jest dla mnie ważna, ale ta gazeta nie. Miałam dość już tej roboty i tego palanta.
Danny uśmiechnął się, ale zaraz potem ponownie jego twarz przyjęła ten sam wyraz co poprzednio.
- Rzeczywiście to mój notes, ale kiedy ostatni raz go widziałam był pełny. I zanim zadacie kolejne pytanie, może już odpowiem. Znajdowały się tam wszystkie informacje na temat wszystkich moich spostrzeżeń i umówionych spotkań z informatorami. A nie mam pojęcia kto mógł wyrwać te wszystkie kartki.
Detektywi STK wstali z miejsc i zarzucili na siebie płaszcze. Nic więcej tutaj nie mogli się już dowiedzieć.
- Czy dokumenty, które pani nam obiecała mogła by pani przynieść do naszej siedziby.
Mark wręczył wizytówkę kobiecie.
- Oczywiście.
         - Jak myślisz co ona przed nami ukrywa? – Spytał Danny wsiadając do samochodu.
Mark zajął miejsce kierowcy i położył ręce na kierownicy.
- Nie wiem, ale myślę, że o Meg Wilson jeszcze nie raz usłyszymy w tej sprawie. Danny jedź do laboratorium i zajmij się tym co znalazłeś z Nicky w tym zaułku, a i sprawdź czy są już wyniki badań krwi z kontenera.

czwartek, 2 sierpnia 2012

Życie napisało: Życiowe chochliki...


Zamykam oczy i wiem, że go zobaczę. Małego czarny chochlika, który wbije Mi szpilki w plecy. Małego chochlika który będzie mnie niszczyć a ja i tak nie będę mogła nic z tym zrobić. Usłyszę ten mały szyderczy śmiech i będę miała ochotę się odwinąć. Uderzyć z całych sił tego potwora i patrzeć jak upada z hukiem na ziemię ze świadomością, że już więcej nie usłyszę tego cholernego rechotu. Podchodzę chwytam go za włochaty czarny łeb i pac. Idealnie, a do tego jaka satysfakcja. Czy nie cudownie by było gdyby można było tak bez karnie kogoś załatwić. Rachu ciachu i po strachu. Ech o czym ja myślę...

Nagle dociera do mnie, że mój mały plan zagłady nie ma sensu. Ten mały chochlik siedzi w mojej głowie (no tak...) To ja jestem powodem wszystkich frustracji, to moje myśli doprowadzają mnie do szału. Ten chochlik wierci dziurę w mojej głowie i nie pozwala przestać myśleć. Analizuje i dręczy – no tak bo po co mam spać w nocy.  Ten chochlik to nikt inny jak ja.

Najgorsza jest ta świadomość, że walka z samym sobą to walka z wiatrakami. Prawie jak never ending story. Kopiesz, uderzasz a i tak wracasz do punktu wyjścia. No cóż będę krążyć po tej otchłani i pluć sobie w brodę, aż nie pojawi się nowy problem.

W życiu każdego człowieka są lepsze i gorsze chwile. Jednego dnia uśmiechamy się i bawimy, drugiego pytamy po co w ogóle się urodziliśmy. Na to wszystko nie ma reguły. Los po prostu przychodzi i daje Ci to co ma pod ręką. Prawie jak gwiazdka, tylko rzadko dostaje się to o co się prosiło. Otwierasz pudełko i bach!!! - Chochlik.

Dziwne jest jednak to, że cały czas wierze, że pokonam swoje słabości. Że pokonam tego małego wrednego stworka, który zżera mnie od środka. Wierzę, że to ja będę decydować o swoich myślach i odzyskam spokój. Spokój, którego teraz tak potrzebuje.

wtorek, 31 lipca 2012

Moje CSI: Śmierć w zaułku cz. 4


 - Pan Zacerman oprócz prowadzenia klubu zajmował się jeszcze wieloma innymi sprawami. Brał czynny udział w polityce, prowadził firmę maklerską - można powiedzieć, że był człowiekiem czynu.
Sekretarka z kancelarii niechętnie wpuściła detektywów do biura. Najprawdopodobniej takiej niechęci nauczył ją sam jej pracodawca.
Nicky Olay przeglądała papiery znajdujące się na biurku zamordowanego. Szukali miejsca zaczepienia - czegoś co mogło być wskazówką co do sprawcy. Akta, które zalegały na stole rzeczywiście dotyczyły działalności klubu, jego firmy.
- Czy ostatnio Pan Zacerman miał jakieś problemy. Ktoś mu się naprzykrzał?
Jack Malone wiedział, że rozmowy z osobistymi asystentkami bywały trudne. Krzywiły się i wymigiwały się od odpowiedzi na temat pracodawcy.
- Nie przypominam sobie. Szef nie zadawał się z byle, kim. Był wpływowym człowiekiem w mieście. Prowadził znany klub, a druga firma również ma nieskazitelną markę.
Detektyw poruszał głową ze zrozumieniem i zanotował informacje w notesie.
- Dobrze, a może to jakaś dawna sprawa. Może ostatnio ktoś wydzwaniał do niego, proszę pomyśleć - to ważne, jeśli mamy znaleźć sprawcę
Kobieta niechętnie spojrzała na parę policjantów znajdujących się na jej "terytorium".
- Naprawdę nie przypominam sobie. W przypadku maklerskiej działalności wszystkie sprawy oddawał w ręce specjalistów. Zarządzał tylko funduszami. Jeśli chodzi o klub, to powinni Państwo porozmawiać z drugim właścicielem.
- Rozumiem, a telefony?
- Rzeczywiście ostatnio odebrałam kilka dziwnych telefonów, po których Pan Zacerman wychodził z gabinetu bardzo wzburzony. Telefony nasiliły się w ciągu ostatnich kilku dni.
- Czy szef wspominał o co chodziło?
Do rozmowy włączyła się Nicky. Zebrała wszystkie możliwe dokumenty i położyła je na biurku sekretarki.
- Nie.
- No cóż, myślę, że to wszystko. Jeśli coś by sobie Pani przypomniała proszę dzwonić.
Jack przekazał kobiecie wizytówkę, zamknął notatnik i skierował się do drzwi.
- Czy mogłaby pani nam udostępnić te akta na dłużej? – Spytała Olay spoglądając na kolegę.
- Tak proszę.
         - Jak mówiłem, Meg nie pojawiła się dzisiaj w redakcji. Nie wiem, co się z nią dzieje. Miała złożyć tekst do druku na temat Richarda Zacermana, jednego z właścicieli „East World”.
Redaktor naczelny „Daily York” nie należał do przyjemnych typów. Lubił rozkazywać, a praca pod jego dyktando na pewno nie należała do przyjemności.
- Ma pan jakieś przypuszczenia, dlaczego dzisiaj nie pojawiła się w pracy?- Spytał Danny.
- Nie wiem i powiem szczerze, że gówno mnie to obchodzi, bo ona już tu nie pracuje.
Mark z niechęcią popatrzył na mężczyznę, z którym musiał rozmawiać. Kevin Master może i był redaktorem ale na pewno nie naczelnym. Miał do czynienia z wieloma ignorantami, ale za każdym razem, kiedy był zmuszony z takim rozmawiać ręka sama mu się zaciskała w pięść. Facet nawet nie wiedział, że człowiek, o którym miała pisać jego pracownica był martwy. Nie wiedział, bądź nie miało to dla niego większego znaczenia.
- Dobrze, to może chociaż przybliży nam Pan cykl, którym zajmowała się pana była już pracownica.
Mężczyzna głośno chrząknął i usiadł na krześle, które ugięło się pod jego ciężarem i niebezpiecznie zaskrzypiało.
- Co ja wam mogę powiedzieć, dziewczyna podjęła się pisania tej rubryki i już. Miała sporo wiedzy na temat tego, co się dzieje na mieście. Miała jakichś informatorów, ludzie to czytali chcieli więcej, więc nie wtrącałem się w to. Miała swobodę ruchów.
Danny uważnie rozglądał się po redakcji.
- Gdzie jest jej biurko? - Wtrącił
- To na końcu sali, ale nie korzystała z firmowego komputera. Wszystko miała na swoim laptopie.
Detektyw wzruszył ramionami i nic nie mówiąc oddalił się do stanowiska pracy poszukiwanej.
Nie miało dla niego znaczenia, że nie pracowała przy firmowym komputerze, liczyło się to, co mógł znaleźć przy jej stanowisku pracy. Na pewno notowała coś na karteczkach w trakcie rozmów telefonicznych. Musiał tylko je odnaleźć.
Na biurku panował porządek, ale w szufladzie już nie. Notatnik leżał pod stosem materiałów na temat wybranych znakomitości tego miasta. Zbierała na nich „kwity”. Dzięki temu mogła zdobywać to co chciała – informacje.
Notatnik nie zawierał zbyt wielu wiadomości. Cole zastanawiał się, dlaczego dziennikarka nie notowała w nim. Czyżby bała się, że może on trafić w niepowołane ręce.
Detektyw przerzucał kartki próbując znaleźć coś istotnego. I znalazł. Meg Wilson notowała w zeszycie, ale z jakiegoś powodu część kartek została wyrwana.
- I znalazłeś coś?
Mark zakończył przesłuchanie naczelnego i dołączył do kolegi.
- Wiesz trudno powiedzieć. Z notatnika dziewczyny została wyrwana jakaś część kartek. Zastanawiam się czy wyrwała je sama, czy...
- Ktoś je przywłaszczył – dokończył Wood.
- Dokładnie.
- Trzeba, więc zapytać samej zainteresowanej. Mam jej adres.
         Praca przy laptopie pozwalała Meg Wilson na swobodę i ograniczenie wścibskich spojrzeń redakcyjnych kolegów. Często spotykała się z zawiścią w pracy. Nie miała mocnej pozycji w gazecie, ale rubryka, którą dostała była łakomym kąskiem.
Dla niej jednak była to przede wszystkim misja - chciała dociec prawdy za wszelką cenę.
Dziennikarka przeglądała właśnie pliki, które stworzyła w trakcie prowadzenia sprawy Carolin Milles, gdy zadzwonił telefon. Gdy tylko przyłożyła słuchawkę do ucha, wiedziała, że to co usłyszy nie ucieszy jej.
- Ciekawość boli....
Rozmowa została przerwana. Nie miała nawet możliwości zorientowania się, kto do niej dzwonił.
Wiedziała, że to nie był żart. Telefon oznaczał jednak, że ktoś wiedział o tym, co robiła ubiegłej nocy i na dodatek co widziała. Oczywiście mogła iść z tym na policję, ale wtedy nie mogłaby dokończyć sprawy do końca.
Dotarcie do mordercy mogło się okazać trudniejsze niż z początku myślała.
Wróciła do przeglądania plików. Jeśli chciała rozwiązać tą sprawę nie mogła zważać na nikogo. James Corby był jej głównym podejrzanym. Zbierała na niego informacje od pół roku. Z wierzchu człowiek o nienagannym życiorysie, a z drugi strony… Znalazła wiele ciekawostek na jego temat. Dzięki klubowi był w stanie dobrze zamaskować swoją działalność. Przemyt broni, zabawa w defraudacje na pewno nie była mu obca, ale oczywiście nie było dowodów. Nikt
nie miał nawet ochoty ich szukać.
- W końcu cię dorwę, morderco. – Rzuciła pod nosem.
         - Miało to wyglądać na wypadek! A ty się zabawiłeś w jakiegoś cholernego kata.
Corby chodził po gabinecie i nie mógł znaleźć sobie miejsca. Załatwienie wspólnika miało być tylko formalnością a okazało się, że mogło sprawić więcej problemów niż przypuszczał. Zapłacił zbyt duże pieniądze by teraz odpuścić.
- Spokojnie wiem, co robię. Nie robię tego pierwszy raz.
Płatny zabójca nie miał skrupułów w tym, co robił. W akcie pozbawiania życia kierował się tylko i wyłącznie swoją wizją. Nigdy nie patrzył na zleceniodawcę - Nigdy, nawet, jeśli byłby samym prezydentem.
- Mam nadzieję. Nie chcę mieć policji na karku. Już i tak gorąco się zrobiło po śmierci Milles.
- Tak to była piękna robota.
Mężczyzna popatrzył na „Kruka”. Na sam jego widok przeszywał go dreszcz. Wynajął do roboty człowieka, który ubóstwiał swój fach. Jego pseudonim niewątpliwie pasował do niego. Mroczne stworzenie, które kojarzyło się mu się z cmentarzem i upiorami.
- Tak to była piękna robota, ale teraz niewątpliwie masz problem. Sam przecież powiedziałeś, że widziała cię ta dziennikarka.
- No cóż, nie sadzę, żeby podzieliła się już z kimś swoją wiedzą i nie sądzę żeby zdążyła. Wkrótce i pani Wilson pożegna się z tym światem.
Corby usiadł przy biurku i uśmiechnął się pod nosem. Już tak niewiele go dzieliło od wygranej, której tak pragnął. Odkąd pierwszy raz dotknął pieniędzy, które uzyskał po sprzedaży broni wiedział, że tak łatwo tego interesu nie zwinie. Władza potrafi uzależniać bardziej niż żadna inna używka. Władza była niewątpliwe jak narkotyk.
Ta cholerna barmanka stanęła mu na drodze. Przez głupi przypadek dowiedziała się zbyt wiele na temat jego działalności. Jego i Zacermana. Myślała, że może go szantażować. Tak samo zresztą jak i Richard. Chciał się wycofać i myślał, że dokumenty, które zdobył na jego temat wystarczą. Pomylił się. A każdy kto coś takiego robił musiał liczyć się z poważnymi konsekwencjami. Tak jak jego rywale.  Milles, Zacerman, a wkrótce i ta wścibska dziennikarka.
          Emily Whats kończyła właśnie raport balistyczny. Broń znaleziona w kontenerze na pewno była tą, z której zastrzelono właściciela klubu. Zabójca nie postarał się zbytnio z ukryciem narzędzia. Samo zabójstwo dokonane dokonane było z pełną premedytacją, a pistolet porzucono tak, jakby morderca w popłochu uciekał z miejsca zdarzenia. Te dwie sytuacje według niej wykluczały się.
Do pomieszczenia weszła Nicky Olay. Miała ze sobą dokumenty zabrane z biura denata. Przejrzenie ich zajęło by jej zbyt wiele czasu, więc liczyła na pomoc koleżanki po fachu.
- Masz coś ciekawego? -  Spytała kładąc papiery na stole.
Policjantka odwróciła się od komputera i spojrzała na stos „makulatury”. Poczuła, że robi jej się ciemno przed oczami. Powoli traciła kontrolę nad tym, co się wokół niej działo. Wiedziała, że jeśli ją straci będzie to początkiem jej końca. W końcu wzięła tylko kolejny głęboki oddech.
- Właściwie nic nowego. Broń, którą znalazłaś z Dannym to narzędzie zbrodni. Czekamy na wyniki badań krwi znalezionej na kontenerze. Tkwimy w martwym punkcie.
Olay pokiwała głową i uśmiechnęła się szeroko.
- Może już niedługo. W dokumentach Zacermana znalazłam ciekawe informacje, współwłaściciel James Corby ma powiązania z przemytnikami azjatyckiej broni. Zacerman miał zdjęcia potwierdzające ostatnie transakcje. Z czymś takim moglibyśmy łatwo zamknąć Corby’ego za tego typu działalność.
Emily zmarszczyła brwi. Rzucanie takich oskarżeń było łatwe, ale udowodnienie ich było już czymś zupełnie innym. Zdjęcia oczywiście były mocnym dowodem, ale nie wystarczającym bez oceny ich autentyczności. Człowiek, którego chcieli oskarżyć od lat był szanownym członkiem miasta, a policjantka już niejednokrotnie przekonała się jak cienka jest granica między prawdą, a oszczerstwem.
- Tylko, że nie możemy tego wykorzystać. Dobrze wiesz jakie są procedur.
Nicky kiwnęła głową i westchnęła z rezygnacją.
- Mamy jednak już jakiś trop. Przyjmijmy, że Corby dowiedział się, że Zacerman ma na niego materiały i chciał się pozbyć niewygodnego świadka no i wspólnika w interesach. – Kontynuowała Whats.
- Dlaczego tylko nie pozbył się zdjęć? Myślisz, że prawnik szantażował Corby’ego? 
- To by wyjaśniało co nasz denat robił w tym zaułku.
Obie kobiety podniosły się z miejsca. Emily chwyciła raport, który wydrukowała kilka minut wcześniej, a Nicky ponownie zebrała papiery, które nosiła z pokoju do pokoju.
- Myślisz, że Zacerman miał wczoraj się spotkać ze wspólnikiem? – Spytała Olay.
- Albo z jakimś pośrednikiem, który go zabił i zabrał zdjęcia, które miały być oryginałem.
- A były kopią.
Nicky uśmiechnęła się pod nosem. Lubiła swoją pracę i oczywiście wiedziała, dlaczego.
- No to bierzmy się do roboty. Trzeba złapać naszego kotka.

piątek, 20 lipca 2012

Moje CSI: Śmierć w zaułku cz.3

Meg z krzykiem zerwała się z łóżka. Rozejrzała się po sypialni i odetchnęła z ulgą, gdy zorientowała się, że znajduje się w swoim mieszkaniu. Wczorajszy wieczór był prawdziwym koszmarem. To, co zobaczyła nie mieściło jej się w głowie. Nadal miała przed oczami upadające ciało Zacerman'a. Jeden strzał i było po wszystkim. Sama nie była już pewna czy została zauważona.
Podeszła do lustra i dokładnie obejrzała ramię. Zderzenie z kontenerem na śmieci nie należało do przyjemnych. Rozcięcie było na tyle głębokie, że nawet przez kilka tygodni mogło się goić.
Kolejnym problemem był tekst, który miała przesłać do 12:00. W tej sytuacji nie mogła oddać go do druku. Musiała rozwiązać tę sprawę, ale bez udziału gazety, a to równało się z zakończeniem kariery pisarskiej na łamach tego dziennika. Przynajmniej na razie. Naczelny na pewno nie będzie zachwycony, ale ją to już mało obchodziło. Teraz liczyła się prawda.
Spojrzała jeszcze raz na swoje odbicie, kiedy nagle coś do niej dotarło. Była naocznym świadkiem zabójstwa. Naocznym i jedynym a to oznaczało, że jeśli ktoś trafi na jej ślad będzie w ogromnym niebezpieczeństwie.
         Emily Whats przeszła przez hol główny laboratorium. Broń z miejsca zdarzenia mogła należeć do sprawcy. Żeby jednak mogła to sprawdzić musiała uzyskać pocisk, który w tym momencie znajdował się w ciele zamordowanego biznesmena. Po raz kolejny potarła skroń. Zatrzymała się jeszcze przy automacie z napojami i kupiła dietetyczną cole, która na chwilę mogła postawić ją na nogi. Otworzyła puszkę i upiła łyk. Spojrzała na kanapę w pokoju wspólnym i skierowała się do kostnicy.
Patolog zajął się już sekcją, ale nie chciała tracić czasu i sama udała się do kolegi po tak istotny dowód.
W kostnicy jak zwykle panowała atmosfera oczekiwania. Oczekiwania na to, co powie im zmarły.
To Chris nauczył ją, że ofiary są w stanie do nich przemówić i na dodatek nigdy nie będą kłamać. Wyciągnięcie od nich prawdy wymagało nie raz wielogodzinnej pracy, która jednak się opłacała.
Po wstępnych oględzinach, Mac’Line mógł już stwierdzić, że to strzał w serce był bezpośrednią przyczyną zgonu. Mężczyzna nie miał na ciele żadnych śladów walki. Niewątpliwie został zaskoczony, albo nie spodziewał się ataku ze strony oprawców, a to równało się z tym, że ofiara znała sprawcę.
- Masz dla mnie coś? – Spytała Emily zaglądając przez ramię lekarza.
 Kolega odwrócił się do towarzyszki i uśmiechnął się przebiegle.
- A ja myślałem, że przyszłaś do mnie z czystej potrzeby serca. – Rzucił.
Kobieta wzruszyła ramionami i stanęła na palcach by lepiej zobaczyć efekt pracy patologa.
- Jak możesz. Zawsze przychodzę tutaj z potrzeby serca. Twoja pomoc jest nieoceniona.
- Dobrze, już dobrze oszczędź sobie tej wazeliny. Pocisk jest już na stole za tobą.
Emily odwróciła się na jednej nodze i podeszła do biurka.
Kula była w plastikowym woreczku. Chris najprawdopodobniej oczyścił ją nieco dla ułatwienia analizy. Uniosła pocisk wyżej, żeby przyjrzeć mu się lepiej. Broń, z której strzelano to kaliber 33, a pocisk idealnie pasował do tego typu broni.
- Pocisk pasuje do rodzaju broni, którą znaleźliśmy na miejscu zdarzenia. Pozostaje jednak pytanie czy został z niej wystrzelony. – Powiedziała na głos.
Policjantka wróciła do stołu, na którym odbywała się sekcja. Miała jeszcze parę pytań dotyczących ofiary.
- To co nam możesz powiedzieć o naszym przystojniaku?
Lekarz ponownie uniósł się znad ciała i wykrzywił się. Pokręcił głową z dezaprobatą.
- Na pewno to, że to była egzekucja. Strzał został oddany z bliska, nawet bardzo bliska. Zobacz.
Mac’Line wskazał oparzenie, które widniało wokół wlotu kuli.
- Rozumiem, że chcesz powiedzieć, że zabójca przystawił broń do piersi denata i oddał strzał.
Skinienie głowy wyraźnie oznaczało potwierdzenie przypuszczeń Whats. Oczami wyobraźni zobaczyła scenę egzekucji. Na samą myśl o tym przeszedł ją dreszcz.
- W takim razie, nie ma na co czekać. Trzeba złapać kata zanim dostanie kolejne zlecenie.
 Mark Wood siedział w biurze i przeglądał materiał, który do tej pory udało im się uzyskać.  Właściwie nie mieli żadnego punktu zaczepienia. Nicky i Jack pojechali do biura zamordowanego.
Na początku należało przyjrzeć się bliżej działalności klubu, który prowadził. Ktoś musiał porozmawiać również z drugim właścicielem „East World” niejakim James’em Corby’m. Następnie powinni skupić się na ustaleniu motywu i w końcu na sprawcy. Niepokoiło go tylko niedawno odkryte ciało Carolin Milles. Jeśli te dwie śmierci miały ze sobą coś wspólnego oznaczało to, że szykowała się większa afera.
Z myśli wyrwało go pukanie do drzwi.
- Mogę? – Spytał Danny zaglądając do środka.
Wood skinął głową i wstał od biurka.
Danny pracował w wydziale zaledwie dwa lata, a niejednokrotnie już wykazał się niezwykłą intuicją. Cenił go za rzetelność i dociekliwość. Nie dało się mu wmówić byle bzdury - na odczepnego. Przez to pewnie nie należał do ulubieńców kobiet. Po prostu nie potrafił zdobyć się na romantyzm. Był typem człowieka, który prawdę wali prosto z mostu.
- Co masz dla mnie?
Detektyw rzucił na biurko stos gazet.
- Pogrzebałem trochę w prasie. Natrafiłem na coś ciekawego. Dziennik „Daily York” od pewnego czasu wydaje artykuły o podejrzanej działalności wpływowych ludzi miasta. Od momentu śmierci tej barmanki otworzył coś na rodzaj rubryki kryminalnej.
Mark nachylił się nad dokumentacją.
- Powiem Ci, że nawet nie przypuszczałem, że dowiem się z tych gazet, aż tak wielu ciekawych rzeczy. – ciągnął detektyw.
Danny usiadł na krześle i otworzył jedną z pozycji. Chwilę przeglądał tekst, a następnie zatrzymał się na wybranym fragmencie.
- Spójrz na to. ”Śmierć Carolin Milles niewątpliwie poruszyła tak delikatną kwestię bezpieczeństwa w naszych klubach. Na temat tej sprawy można wiele mówić. Nieszczęśliwy wypadek, zbieg okoliczności i zwykła nieuwaga, ale czy na pewno? „East World” nie po raz pierwszy wzbudza moje zainteresowanie, ale negatywne. Dla przypomnienia dwa lata temu na początku działalności tego miejsca doszło tam do brutalnego morderstwa bosa północno-wschodniej nowojorskiej mafii. Obu właścicielom udało się oczywiście zatuszować sprawę. Jak widać jednak prędzej czy później śmieci zawsze wychodzą na wierzch. Nie stawiam tu oczywiście żadnych zarzutów, ale zachęcam wszystkich do zastanowienia, czy zawsze to, co nazwiemy zbiegiem okoliczności na pewno nim jest...
Tekst jasno dawał do zrozumienia, z kim autor wiązał śmierć kobiety. Cięty język pomysłodawcy tekstu nie pozostawiał wątpliwości. Artykuł powstał na bazie posiadanych już informacji o przeszłości tego klubu. Mogli, więc pozyskać dobrego informatora, który przybliży im tą sprawę z innej perspektywy niż policyjne dochodzenie, które, jak sam autor wskazał, skończyło się tylko na nieszczęśliwym wypadku.
- Kto to napisał?
Cole uśmiechnął się szeroko.
- Niejaka Meg Wilson. Zresztą jest autorką pozostałych tekstów.
- Wszystkich?
Kiwnięcie głową oznaczało zdecydowane „tak”.
- No to trzeba porozmawiać z naszą dziennikarką.